Właściwie to recenzja Luigi’s Mansion 3 powinna zostać napisana przeze mnie oraz przez moją dziewczynę, ponieważ grę w całości przeszliśmy wspólnie. Pytanie, czy przyjemność z tego tytułu byłaby równie duża podczas samotnej przygody? Może wypadałoby końcową ocenę podzielić przez dwa.
Wstęp początkującego Luigiego
Ani ja, ani moja dziewczyna (która bardzo sporadycznie gra) nie mieliśmy wcześniej do czynienia z żadną produkcją z Luigim w roli głównej. Nie znaczy to jednak, że uniwersum nie kojarzymy. Żeby nie kojarzyć Mario, księżniczki Peach i Toadów trzeba by spędzić ostatnich kilkadziesiąt lat w piwnicy.
Cała wspomniana ekipa przybywa do pięknej nieruchomości, aby nieco się zrelaksować podczas urlopu… Niestety nie tym razem. Nasi towarzysze zostają porwani i zamknięci w obrazach przez najpotężniejszego ducha posiadłości zwanego King Boo, a nam pozostaje ruszyć im na ratunek. W poszukiwaniach pomoże nam profesor E. Gad, który wyposaży nas w Poltergeista, czyli urządzenie na wzór odkurzacza rodem z Ghost Busters. Za jego pomocą będziemy mogli wciągać niematerialnych sługusów głównego antagonisty.
Luigich dwóch
Poltergeist, po pierwszych kilkudziesięciu minutach rozgrywki, nabywa jeszcze jedną super zdolność – tworzy glutowatą kopię Luigiego zwaną Gooigim. Tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa, bo wystarczy wręczyć drugiego pada towarzyszce/towarzyszowi siedzącemu obok na kanapie i można wspólnie zabawić się w łowców duchów.
W ► grach z coopem postać, która towarzyszy głównemu bohaterowi, traktowana jest po macoszemu i nie wnosi żadnej wartości do rozgrywki. W Luigi’s Mansion 3 jest zupełnie inaczej. Co prawda, tylko Luigi może przechodzić do innych lokacji otwierając drzwi, a także głównie on występuje w filmowych przerywnikach, ale za to Gooigi dociera do lokacji, o których jego oryginał może pomarzyć.
Wynika to z glutowatej budowy Gooigiego i zdolności przenikania przez wszelkiego rodzaju pociski oraz kraty. Do tego pomocnik głównego bohatera może podróżować przez rury, często pełne skarbów. Pozostałe umiejętności są takie same jak u Luigiego… No może z wyjątkiem zdolności do kontaktu z wodą – dla Gooigiego jest to spotkanie śmiertelne. Zupełnie jak dla niektórych pasażerów komunikacji miejskiej.
Rutyna? A komu to potrzebne?
W Luigi’s Mansion 3, wraz z postępem rozgrywki, wspinamy się na coraz wyższe piętra posiadłości wypoczynkowej (phi…), ale możemy także dowolnie podróżować między nimi. A to, co projektanci poziomów zrobili na każdym piętrze, jest niepojęte.
Każdy etap charakteryzuje inny klimat, a do tego jest obmyślony z jajem i niebywałą pomysłowością. W normalnej grze im bliżej końca, tym większe znużenie gracz odczuwa, a tu… Tutaj chcesz więcej, dalej, bo gra nabiera tempa i dorzuca kolejne ciekawe mechaniki. Chcesz zwiedzić wyspę piratów wraz z przycumowanym do niej żaglowcem? Nie ma problemu. Masz ochotę na dyskotekę, zmorę epileptyków? Proszę bardzo. Basen z przystojnym duchem ratownikiem rodem ze Słonecznego Patrolu? Voila!
Na każdym z tych etapów czeka na nas potężny duch, który będzie wymagał przeanalizowania jego słabych punktów. Tutaj trzeba przyznać, że bossowie również są zaprojektowani w sposób niesztampowy. O ile nie wszystkie mechaniki służące ich pokonaniu są wybitne, to pomysłowość twórców i tak zasługuje na uznanie. Chociażby dlatego, że zaskoczenie gracza jakąś mechaniką po 15 godzinach rozgrywki to nie jest łatwa sztuka.
Tym bardziej, że wielu z tych bossów wymaga ścisłej współpracy pomiędzy Luigim a Gooigim. W tym miejscu nachodzą mnie pewne wątpliwości czy grając solo byłoby to równie fajne, bo nie wyobrażam sobie niektórych mechanik w pojedynkę. Ale w duecie? Bajka.
To się nazywa wydłużanie rozgrywki
Wracając do etapów – na każdym z nich czekają nas znajdźki oraz specjalne duchy do złapania, które nazywają się Boo. Pomyślisz pewnie – sztuczne wydłużanie rozgrywki, meh… Ale jeśli każda gra fundowałaby takie bonusy to ja byłbym w niebo wzięty.
Znajdźki poukrywane są w tak pomysłowy sposób, że nieraz trzeba się sporo nagłowić i nabiegać. Przykładem niech będzie wessanie niemal całego piasku z pustyni za pomocą naszego Poltergeista. Albo wykonanie odpowiednich ruchów na macie do tańczenia. Lub przesterowanie odpowiednich zaworów, żeby Gooigi przy użyciu rur mógł dostać w się w tajne miejsce.
Wspomniane Boo to duszki, które możemy złapać dopiero po ukończeniu danego piętra. Co ciekawe – po powrocie na dane piętro czekają tam na nas przeciwnicy w nieco innej formie niż za pierwszym razem, a samego Boo możemy zlokalizować po wibracjach pada należącego do gracza sterującego Gooigim.
Mała konsola i tyle potrafi
Posiadanie broni, która potrafi zasysać oraz dmuchać może być problematyczne w niektórych etapach ze względu na fizykę wszelkiego rodzaju obiektów. Nie wiem w jaki sposób poradzili sobie z tym programiści, ale wyszło świetnie.
Nie tylko wszelkiego rodzaju ruch obiektów wygląda imponująco (zwłaszcza po odblokowaniu pewnej mechaniki Poltergeista), ale również gra świateł prezentuje się rewelacyjnie. Co najmniej jakby ktoś wrzucił do ► Nintendo Switch małą wersję RTXa i załączył Ray-Tracing 😉
Oprawa audio stoi na równie wysokim poziomie i wpasowuje się idealnie do tego, co dzieje się na ekranie. Bardzo dobrze buduje klimat i mimo, że elementy horroru są tu podane w sposób żartobliwy to czasami można odczuć dreszczyk grozy.
Project Ghost
Na koniec recenzji Luigi’s Mansion 3 mały, ale całkiem przyjemny dodatek, czyli Luigi’s Party oraz Scarescraper. Pierwszy z nich to zespół minigierek, które potrafią być całkiem przyjemne, ale raczej w większym gronie i to z dodatkiem trochę mocniejszych napojów. Ewentualnie, żeby zająć czymś gromadkę dzieci – o ile oczywiście posiadamy odpowiednią ilość kontrolerów. Minigry polegają albo na strzelaniu z armat albo na łapaniu duchów, czyli bardzo prosto i dynamicznie.
Scarescraper to już nieco inny typ zabawy, bliżej mu do rogue-like’owej rozgrywki. Na początku definiujemy ile pięter będziemy chcieli pokonać (możemy też wybrać nieskończoność) i później wraz z towarzyszami ruszamy na łowy duchów. Każde kolejne piętro jest trudniejsze, ograniczone czasowo, a duchy różnią się nieco od tego, co znamy z kampanii. W trakcie tego trybu możemy także znaleźć kolejne elementy ekwipunku jak choćby gogle ujawniające niewidzialne obiekty.
Strach się czegoś doczepić
Ta gra jest tak dobra, że jest problem z wytknięciem jakichś większych błędów, ale cóż by to była za recenzja Luigi’s Mansion 3, gdybym tylko się zachwycał? Pierwsze, co mi się nasuwa na myśl, to sterowanie. Naszą latarką i Poltergeistem możemy sterować w dowolnej osi, a do tego dochodzi bieganie samym bohaterem, więc na początku sprawia to nieco problemów. Nawet zaawansowanym graczom takim jak ja.
Mógłbym się również doczepić niektórych znajdziek, bo jestem za głupi, żeby je odnaleźć. Jednak jestem przekonany, że gdyby było łatwiej to nie mielibyśmy tyle satysfakcji i motywacji do szukania kolejnych sekretów. Z resztą, zawsze możemy poprosić profesora o pomoc, ale moim zdaniem odejmuje to nieco przyjemności z poszukiwań.
Ostatnią rzeczą, jaka mnie zirytowała, był jeden z pościgów za wrednym kotem, który ukradł przycisk do windy. Wymusiło to na nas backtracking, czyli powrót do odwiedzonej już wcześniej lokacji i zdecydowanie nie było to przyjemne przeżycie. Na szczęście był to krótki etap i nijak się miał do backtrackingu z takiego np. ► Jedi Fallen Order.
Recenzja Luigi’s Mansion 3 – Podsumowanie
Dla mnie ta produkcja to jedna z najlepszych rzeczy, jakie spotkały mnie na Nintendo Switch. Tryb kooperacji w kampani, w którym faktycznie czuć zależność między graczami jest genialny. Przemawia za tym to, że przekonał do siebie kobietę, która na co dzień z grami ma niewiele wspólnego.
Uwaga, bonus: recenzja Luigi’s Mansion 3. Sorka, nie miałem już gdzie tego upchnąć, żeby wypozycjonować :P. Miłego dnia!
Cena gry:
- Nintendo eShop: 250 zł.
- Allegro: 200 zł.
- Klimat każdego etapu.
- Wszystko zrobione z jajem i humorem.
- Tryb kooperacji w kampanii.
- Oprawa audio-wizualna.
- Interesujące mechaniki przez całą rozgrywkę.
- Sterowanie wymaga przyzwyczajenia.