Spore zaskoczenie, o którym opowiem w filmie. Spodziewałem się nieco innej gry, ale koniec końców było warto i chętnie zagrałbym w MMORPGa, który inspiruje się serią Monster Hunter.
Zostaw łapkę, suba i komentarz. Nawet babcię możesz pozdrowić, a i tak wpłynie to pozytywnie na nasze zasięgi.
Seria Monster Hunter posiada coś, co marzy mi się od bardzo dawna w grach ► MMO. Otóż Monster Hunter nie skupia się na mordowaniu hord bezpłciowych przeciwników, z których każdy zachowuje się niemal tak samo, a stawia przed nami unikalne potwory, które charakteryzują się określonymi słabościami, pewnymi mocnymi stronami, zróżnicowanym zachowaniem, różnorodnym wyglądem oraz dropem i dzięki temu wszystkiemu każda z tych maszkar ma więcej charyzmy niż niejedna modelka na instagramie. Urody zresztą też, tylko popatrzcie.
Wprowadzenie do serii
Seria Monster Hunter liczy sobie już ładne kilkanaście lat i początki wiązała z konsolami. Dopiero w 2018 na PCtach światło dziennie ujrzał Monster Hunter World, który z resztą do tej pory trzyma się bardzo dobrze. Natomiast w 2021 roku na konsoli ► Nintendo Switch miał premierę właśnie Monster Hunter Rise, który rok później został przeniesiony na PC. Tak, nie przesłyszeliście się – Monster Hunter Rise to port z Nintendo Switch i stąd już na starcie można przypuszczać, że jego rozmach może być nieco mniejszy, ale tak naprawdę jest to odsłona serii Monster Hunter’a, która jest świetnym wprowadzeniem dla nowych graczy. Takim nowym graczem jestem właśnie ja i z takiej perspektywy poprowadzę ten materiał, więc nie zobaczycie tutaj zbyt wielu porównań względem poprzednich odsłon.
Przede wszystkim na starcie wita nas wiele ścian tekstu w formie samouczka. Niestety wielu graczy przeklika ją i przez to nie będzie miało świadomości pewnych mechanik, więc dlatego stworzę poradnik, którego będziecie mogli poczytać na stronie altermmo.pl.
Natomiast tuż po tym kolejne zaskoczenie, dla mnie ponownie niekoniecznie pozytywne. Otóż pewnie spora część z Was zdaje sobie sprawę, że ja niemal nigdy nie czytam recenzji gier, ani poradników, a wszystko po to, żeby ukształtować swoją własną opinię. Dokładnie tak samo było w przypadku Monster Hunter Rise i dopóki w niego nie zagrałem, byłem święcie przekonany, że jest to gra multiplayer na wzór tego, co znamy z ► MMORPGów, czyli w mieście spotkamy dziesiątki graczy rozpychających się na targu i rozmawiających w karczmach na temat przyszłych przygód.
Okazuje się jednak, że lądujemy w dość małym miasteczku, które będzie pełniło rolę lobby i do którego ewentualnie będzie można zaprosić trzech innych graczy. Nie uświadczymy tutaj bardziej zaawansowanego handlu czy domu aukcyjnego, a całość interakcji między graczami będzie skupiona na polowaniach.
Polowanie czas zacząć
No właśnie. Esencja całej rozgrywki w Monster Hunter to polowania w różnych wydaniach. W skrócie przygotowujecie się na wyprawę w wiosce przez zabranie odpowiednich mikstur, pułapek czy po prostu posilenie się jedzeniem, które da Wam najbardziej potrzebne bonusy, a później możecie wyruszyć na wyprawę albo ► solo, albo w grupie. I tutaj pojawił się spory zawód, bo właściwie każdego potwora możemy po prostu zabić solo ze względu na skalowanie. Byłem przekonany, że w pewnym momencie będziemy zmuszeni do zebrania elitarnej ekipy epickich skurwysynów, żeby upolować najpotężniejsze maszkary, ale nic z tych rzeczy. Każdy gracz może obrać drogę solo lub też gry grupowej.
W większości przypadków nawet wygodniej będzie Wam się polowało solo, ponieważ wtedy bez problemu będziecie mogli zabić potwora w taki sposób, aby zmaksymalizować szansę na drop potrzebnych materiałów. Co więcej, żeby dołączyć do grupowego polowania, to takie polowanie musi aktualnie trwać, więc łatwo się domyślić, że często po prostu zmuszeni będziemy do gry w pojedynkę. No chyba, że mamy ekipę 3 kolegów, którzy Wam potowarzyszą.
Jednak na samej wyprawie mamy creme de la creme, przy której cała reszta traci na znaczeniu. Dlaczego? Ano walka ze stworami jest po prostu świetna. Każdy ze stworów to inna przygoda, a trzeba powiedzieć, że możemy zawalczyć z ponad 40 typami bossów. Każdy z tych stworów ma duszę, nie zabijamy ich hurtowo jak w niemal każdej innej grze, ale na wyższym poziomie trudności warto się już odpowiednio przygotować pod kątem przedmiotów oraz pod kątem taktyki.
Mamy tu właściwie to, co najbardziej kochamy w grach ► MMORPG tylko bez zbędnego przedłużania rozgrywki, czyli stajemy przeciwko potężnemu przeciwnikowi, który niczym w soulsowych grach zweryfikuje czy jesteśmy godni walki z nim. Co ciekawe, nawet monstra jednego typu mogą się między sobą różnić wielkością.
Natomiast walka z głównym stworem to nie wszystko. Możecie eksplorować również mapę w poszukiwaniu materiałów potrzebnych do wytwarzania ekwipunku, pułapek, mikstur czy bomb. Możecie polować na pomniejsze stwory, również dla materiałów. Każda mapka posiada także drobne sekrety. Kiedy jednak najdzie Was rutyna, to wciąż do dyspozycji będziecie mieli inne tryby. Przykładowo misje związane z Furią to swego rodzaju Tower Defense, w którym będziecie mogli rozkładać działka i bronić się przed szarżującymi bossami. W mieście zgarniecie również misje dodatkowe, które odblokują Wam na przykład skórki zbroi lub schematy na lepsze bronie i to wszystko w sumie razy 3.
Przyjaciele
Dlaczego razy trzy? Ano poza naszym bohaterem w grze występują również dwa typy kompanów – kumpsy oraz koleżkoty. Pierwszy z nich to pies przypominający nieco charta, a drugi to, jak sama nazwa wskazuje, kot. Na solowe misje możemy zabrać ze sobą dwóch takich kompanów, a na misji grupowej będzie towarzyszył nam tylko jeden.
Każdy z kompanów jest opisany szeregiem cech – od zróżnicowanego wyglądu przez poziom aż po umiejętności pasywne i aktywne. Dzięki takiemu rozbudowaniu systemu kompanów są one poniekąd częścią buildu naszej postaci. Możemy np. podróżować z kotem, który będzie nas leczył i wspierał na wszelkie inne sposoby, oraz z psem, który będzie tym agresywnym i utrudniającym życie naszemu przeciwnikowi.
Zatrzymam się jeszcze na chwilę przy psowatym towarzyszu. Pełni on również jeszcze jedną ważną rolę, a mianowicie jest naszym wierzchowcem. Ten aspekt w ogóle ma bardzo duży wpływ na rozgrywkę i nadaje jej dużo dynamiki, uprzyjemnia eksplorację, a nawet uprzyjemnia takie rzeczy jak zażywanie mikstur czy ostrzenie oręża, bo robiąc to, równocześnie cały czas możemy się szybko przemieszczać.
Prócz tego możemy naszych kompanów wysłać na misje czy szkolenie, jednak brakuje mi najważniejszego mechanizmu, czyli jakiegoś rodzaju systemu przywiązania do naszych podopiecznych, bo w tym momencie po każdej misji sprawdzamy kogo nowego możemy zatrudnić i w przypadku lepszych cech nowego kompana bez żadnych skrupułów wrzucamy go na miejsce naszego aktualnego towarzysza.
Walka
Natomiast nie jest już tak łatwo ze zmianą broni, którą się posługujemy. W Monster Hunter Rise występuje aż 14 typów broni, które znacząco się od siebie różnią. Każda z nich posiada swoje ataki kombinacyjne, mocne i słabe strony, określony żywioł, a także umiejętności. Przejście z jednej broni na inną teoretycznie nie jest problemem, ale w praktyce wymaga właściwie kompletnej zmiany stylu, a przy okazji również zbroi, bo zapewne inny zestaw będzie lepszy w przypadku innego oręża.
W Monster Hunter Rise nie mamy klas postaci, ale właśnie broń, zbroja, klejnoty umieszczone w slotach oraz nasi towarzysze pozwalają na dość elastyczną budowę naszego bohatera i dostosowanie stylu rozgrywki w zależności od potrzeb.
Osobiście korzystałem z wielkiego, dwuręcznego miecza, który był niesamowicie powolny, właściwie to był chyba najwolniejszym orężem, jakim przyszło mi się posługiwać w grach, i na początku sprawiał bardzo dużo problemów. Przyznam się, że nie byłem w stanie trafiać przeciwników, a większość moich potężnych ataków była przyjmowana przez biedną ziemię, a całości nie ułatwiał mechanizm bujania się na linie, który wymagał przyzwyczajenia, aby go efektywnie wykorzystywać. Natomiast z polowania na polowanie progresowałem i po nauce wstępnych schematów zachowań stworów byłem w stanie już skutecznie walczyć. Możliwość zatopienia takiego miecza w przeciwniku, po uprzednim naładowaniu ataku, była nieziemsko satysfakcjonująca. Zwłaszcza, że potwór może się przewrócić, możemy mu zniszczyć element pancerza czy nawet możemy go dojeżdżać, jeśli zdamy mu odpowiednią ilość obrażeń określonego typu.
Cała walka jest bardzo naturalna, w pewnym momencie np. stwór może się zmęczyć i będzie mniej agresywny, żeby po chwili nabrać drugiego oddechu i miotać się po polu bitwy. W dodatku każda walka, nawet z tym samym typem stwora, może się nieco różnić, bo poza tym, że możemy trafić na większy okaz, to również czasami trzeba będzie go złapać lub zniszczyć określoną część pancerza, aby zwiększyć szanse na uzyskanie odpowiedniego materiału.
Na koniec świeżynka w Monster Hunter Rise. Otóż możemy korzystać z robali przypominających świetliki, które pozwalają na wypuszczenie liny, wspinanie się po pionowych ścianach czy po prostu szybsze uniki lub natychmiastowe wstawanie, gdy przeciwnik nas wgniecie w ziemię. Wspomnę oczywiście jeszcze o możliwości biegania po ścianach i wyprowadzania specjalnych ataków przy użyciu robaczków, więc niby prosta mechanika, ale wpływa na niemal każdy aspekt rozgrywki.
Czy warto zagrać w Monster Hunter Rise?
To co najbardziej podoba mi się w Monster Hunter to jego modułowość i podział na etapy. Wybieracie sobie wymarzoną broń lub zbroję, którą chcecie wytworzyć, następnie przeglądacie notatki łowcy, żeby dowiedzieć się skąd możecie zdobyć określone materiały, a następnie poczynacie drobne przygotowania przed bitwą. Później już tylko etap polowania i modlenie się do bogini ► RNG, żeby wymagany surowiec wypadł z potwora. Wystarczy godzinka wolnego czasu, aby się dobrze bawić i przeżyć przygodę, która podniesie nieco poziom adrenaliny.
Całość w przyjemnej otoczce audiowizualnej, choć z ewidentnym wpływem ► dalekiego wschodu, co nie dla każdego będzie zaletą. Natomiast jak na port z Nintendo Switch, to i tak gra prezentuje się bardzo dobrze. To, co fanom internetowej rozgrywki może przeszkadzać, to poczucie odosobnienia, bo jeśli nie gramy z dobrymi znajomymi, to innych graczy spotkać możemy jedynie w czasie bitwy, a i to nie zawsze się udaje, jeśli nikt naszej misji aktualnie nie gra.
Trzeba jednak przyznać, że Monster Hunter Rise dla graczy zupełnie nowych w tej serii będzie oferował zupełnie inna odmianę rozgrywki, niż ta, do której byliśmy przyzwyczajeni w innych grach online RPG. Choć szczerze mówiąc zastanowiłbym się czy nie warto byłoby zacząć od Monster Hunter World, który aktualnie jest znacznie tańszy, a wygląda równie dobrze, a może nawet lepiej, niż Rise. Podobno ma nieco wyższy próg wejścia, ale w tej kwestii nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Bardzo dziękuję za poświęcony czas i życzę miłego dnia!